poniedziałek, 10 lutego 2014

butelka czyli eksperymentów czas..

od czasu gdy zajęłam się decu wszyscy moi domownicy namiętnie wręcz zajęli się zbieractwem. Znoszą i wynajdują ( nigdy nie wiem skąd, nigdy nie wiem jak) różne, różniaste przedmioty z nadzieją, a czasem z pewnością, że wyczaruję dla nich nowe ubranko i nowe przeznaczenie. Niektóre z tych przedmiotów odkładam "na później" inne od razu trafiają na warsztat.
Na jedne tylko zerknę i już mam pewność, a przy innych siadam, wyciągam wszystkie moje magiczne pudełka z czarodziejskimi cosiami i............ zaczynam i.... oto co wyszło tym razem


jak widać na zdjątku poniżej są jeszcze cosie, które czekają na swą kolejkę :) 


 zrobiłam listki, przez które widać zawartość butelki, tak by zawsze mieć zawartość pod kontrolą :)




środa, 5 lutego 2014

róże, vintage i.....

Inspirowany  pięknymi pracami mojej koleżanki Violi, której dzieła można podziwiać tutaj chustecznik, powstał bym mogła zmierzyć się z kolejnym wyzwaniem.
Jak to mam w zwyczaju, tak i tym razem, musiałam sprawdzić czy potrafię, połączyć ze sobą kilka znanych i mniej znanych mi technik i sprawdzić jaki będzie efekt.








Spód tej pracy ma swoją, oddzielną historię. Zazwyczaj  spody moich prac są w jednym kolorze, bez wzorów. Tutaj było inaczej. W ten dzień byłam strasznie zła i jakoś nie mogłam sobie poradzić z tym co mnie spotkało. Nie chciałam obciążać moich najbliższych moim "wisielczym humorem", ale chciałam się go pozbyć, lub jak to mówią moje koleżanki "przekuć w atut". Wzięłam więc wcześniej przygotowany motyw i tekst i tarłam, tarłam, tarłam, tarłam i...... i tak aż do wyczerpania pokładów złego humoru. Okazało się, że we wszystkim drzemie cząstka dobra, choć czasem wydobycie jej jest trudne, to końcowy efekt i tak bardzo, bardzo raduje. Wzór dosłownie wtopił się w drewno, powierzchnia była gadka niczym o nałożeniu i zeszlifowaniu kilkunastu warstw lakieru i proszę jak wyszło. :) 
czasem warto się złościć, prawda? 




niedziela, 2 lutego 2014

pełnia błękitu

Raz do roku biorę udział w ciekawym przedsięwzięciu- zabawa nazywa się DECU MIKOŁAJKI. Jest organizowana na forum, którego jestem uczestnikiem. Zgłaszamy swój udział, później dostajemy info o swojej wylosowance, czyli osobie, dla której mamy zrobić prezent. Na koniec wysyłamy jej nasze dzieło i czekamy na reakcję.
Wszystko w wielkiej tajemnicy i z wielkimi wypiekami na twarzy. Nigdy nie wiadomo czy się spodoba, czy trafimy w gust i jak zostanie odebrana nasza praca. Emocje są ogromne, bo w końcu robimy prezent dla kogoś kto tak jak i my specjalizuje się w decoupage.
Ja  w tym roku obdarowałam koleżankę niebieską skrzynią.

 całość skrzy się w słońcu, niczym magiczne miliony gwiazd.....

powstałą przy użyciu kolorowych bejc, mik, płynnych metali. 


na całe wieko został przetransferowany tekst po łacinie - od tego tarcia niemal całkowicie pozbyłam się linii papilarnych, ale było warto 


później  udrapowany odpowiednio materiał "rozlał się" na wieku i jego brzegach

i zastygł tak niczym lawa


lekkości skrzyni dodał motyl, który niby na moment przysiadł na boku



a środek,  to kolejny transfer 


natomiast w tych małych paczuszkach są pierniczki, czyli coś dla ciała :) 
i co sądzicie o takim  mikołajkowym prezencie?