- No i co?
- ( nieśmiale) nie no nic, tylko tak chciałam zapytać czy może skoro masz takie różne maszyny to może byś potrafił i miał czas, oczywiście nie teraz już od razu, co to to nie ( choć byłoby najlepiej już teraz, natychmiast)
- no ale co kobieto?, weź się wysłów!
- eeeeee.... no.... chciałam zapytać czy potrafiłbyś mi to wyszlifować?
- czy potrafiłbym?! a co to za pytanie? oczywiście, że potrafię! gdzie to jest?
-eeee tutaj ( nieśmiało wyciągnęłam z za pleców)
- że co to niby jest za śmieć?, z jakiego wysypiska to wyciągnęłaś?, przecież to jest jakiś grat zupełnie podobny do niczego!
- a czyli się nie da ( ze smutkiem), szkoda :(
- (męsko i z wypiętą piersią) NIE POWIEDZIAŁEM, ŻE SIĘ NIE DA, WSZYSTKO SIĘ DA!
- a Ty byś potrafił?
- phiii! pikuś, zostaw jutro zrobię.
Następnego dnia
podwórko pełno pyłu, nie widać koloru trawy, nawet szlifierz cały w pyle niczym mroźny dziadek.
-OOO co się dzieje?
-no jak co? szlifujemy to twoje coś...
-a tak właściwie to po co ci ten zdechły, rozpadający się brudny i uflejony stołek?
-No jak to po co, do pracy.
-do pracy ???? ( konsternacja)
-ano do pracy, będzie na nim stała najważniejsza rzecz na świecie.
-eeee najważniejsza, znaczy co?
-będzie na nim stała moja torebka :)
Tutaj nastała wielka konsternacja i .... cóż.... nie nadaje się to do opisania - powiem tyle, dobrze, że był już oszlifowany bo po tej informacji nikt by już niczego nie szlifował
a oto jak wyszedł....
miał być stary i niepowtarzalny. wykorzystałam technikę warstwowego transferu, którego nauczyła mnie jedna ukochana czarodziejka. Vikuś z całego serca dziękuję. Zydelek stoi sobie w pracy i ma się dobrze , a torba na nim jeszcze lepiej